piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział II - Gratulacje, strażniczko Bane

Rozdział dedykuję dwóm, wspaniałym osobom, które pomogły mi z rozdziałem. 
Naomi Stark, która obchodzi dzisiaj urodziny. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! ;*
Juliet Lestrange. Niech to będzie spóźniony prezent na Twoje urodziny ;3
___________________

- Tutaj będziemy mieszkać? - zapytałam, gdy wyszliśmy z taksówki. 
         Znajdowaliśmy się przed hotelem, który miał co najmniej dziesięć pięter. Uniosłam wzrok, przyglądając się ścianom budynku. Wyglądały na zbudowane ze szkła. Gdzieniegdzie zdawały się odbijać promienie słoneczne.  Jedno mrugnięcie wystarczyło, bym przypomniała sobie, że jestem na służbie. Rozejrzałam się dookoła. Zaskoczył mnie spokój tego miejsca. Chodnikami spacerowali ludzie, a ulicami powoli poruszały się różnego rodzaju pojazdy.
- Tak! Przynajmniej przez jakiś czas. Nie masz lęku wysokości, prawda? Nasz apartament znajduje się prawie na samej górze - powiedział podekscytowany, wyciągając walizkę z bagażnika. Swoją torbę trzymałam już w ręce. 
- Twój apartament, nie nasz - poprawiłam go. 
         Puścił tę uwagę mimo uszu i skierował się w stronę wejścia. Podążyłam za nim, uważnie obserwując wszystko wokół. Drzwi otworzył nam mężczyzna, mówiąc uprzejmie "dzień dobry". Kiedy znaleźliśmy się w środku, zaparło mi dech w piersi na widok, który mnie przywitał. Nie tracąc ani chwili, zaczęłam chłonąć każdy szczegół wystroju. 
         Recepcja była wyposażona w najnowszej generacji cuda elektroniki. Wydawała się większa i robiła lepsze wrażenie niż te, które do tej pory widziałam. Cieszyłam się, że mogłam być w takim miejscu. 
Zastanawiałam się, jak dużo ludzi przychodzi do tego hotelu. Przecież nie wszyscy mają dużo pieniędzy.
- Mamy rezerwację na nazwisko Iwaszkow.
         Dziewczyna stojąca za recepcją ubrana była w białą koszulkę, kamizelkę, na której dostrzegłam plakietkę z jej imieniem i eleganckie czarne spodnie. Uśmiechnęła się szeroko do Adriana, ukazując przy tym dołeczki w policzkach. Mnie natomiast obrzuciła lekceważącym spojrzeniem. Przewróciłam oczami, nie przejmując się, czy to zauważy.
- Przywołać dla państwa konsjerża? 
         Zmarszczyłam brwi, gdy usłyszałam ostatnie słowo. 
Kim był konsjerż? - zapytałam się w myślach.
- Poradzimy sobie bez niego - odparł Adrian, który najwidoczniej spotkał się już z tym wyrazem.
         Podziękowawszy recepcjonistce, ruszyliśmy w stronę wind. Kiedy weszliśmy do jednej z nich, Iwaszkow wcisnął przycisk z ósemką i powoli ruszyliśmy w górę. Po niespełna minucie usłyszeliśmy dzwonek sygnalizujący, że dotarliśmy do celu. 
         Wychodząc na korytarz, zobaczyłam, że Adrian uśmiecha się lekko. Gdy otworzył drzwi do apartamentu, niemal wbiegł do środka, zostawiając mnie w tyle. Nieśpiesznie przekroczyłam próg, zamykając za sobą drzwi. Następnie się odwróciłam. Widząc wnętrze pomieszczenia, zastygłam w bezruchu. Torba sama wypadła mi z rąk. Chwilę później zeszłam po schodkach, a moim oczom w całej okazałości ukazał się przestronny salon.
Pomieszczenie było średniej wielkości. Niemniej jednak, robiło piorunujące wrażenie. Ściany, pokryte delikatną, brzoskwiniową farbą, przyozdobione zostały czarnymi wzorami, przypominającymi płatki kwiatów niesione przez wiatr. Po prawej stronie znajdowała się kanapa wielkości mniej więcej mojego łóżka w Akademii. Obok kanapy stały dwa fotele, oddzielone od siebie stolikiem idealnym do gry w karty, czy do postawienia wina. Za jednym z nich stała lampa, idealne oświetlenie do wieczornego czytania.
         Zbliżyłam się do wyróżniającej się ściany, przesuwając po niej palcem. Słusznie myślałam, iż wykonana jest ze szkła. Dawała mieszkańcom apartamentu szansę na zobaczenie miasta z góry. Wyobraziłam sobie ten widok nocą. Bez wątpienia staje się to wówczas magiczne miejsce.
         Prawa ściana zajęta była przez wiszący na niej ogromny telewizor plazmowy i regał na wszelkiego rodzaju książki, płyty czy pamiątki. Dopiero po chwili zauważyłam drzwi do sypialni, również wyposażonej w regały na książki. W oczy rzuciło mi się jednak wielkie, dwuosobowe łóżko.
Ten to wie, jak o siebie zadbać - zaśmiałam się w myślach. - Ale po co mu łóżko dla dwóch osób? 
         Przez chwilę zastanawiałam się, gdzie jest drugi pokój. Ruszyłam do kolejnego pomieszczenia, którym - jak się okazało - była kuchnia. Zastałam tam Adriana, opierającego się o blat. W ustach trzymał zapalonego papierosa. Zauważywszy mnie, wyciągnął w moją stronę paczkę fajek.
- Chcesz jednego?
- Nie palę.
         Wzruszył ramionami. Odłożył paczkę na bok i ponownie włożył to paskudztwo do ust. Skrzywiłam się, przypominając sobie moją pierwszą i ostatnią próbę palenia. 
- Gdzie jest drugi pokój? - zapytałam. 
- Wydawało mi się, że trochę się rozejrzałaś.
- Taa... Dlatego pytam o drugi pokój, którego prawdopodobnie nie zauważyłam.
         Adrian spojrzał na mnie, po czym ruszył do salonu. Poszłam za nim, chcąc zobaczyć, jak poradzi sobie z szukaniem drugiej sypialni. Uchylił drzwi, które widziałam wcześniej i po chwili usłyszałam krzyk.
- Znalazłem! 
Pobiegłam za nim i znalazłam się w przytulnym pokoju. Iwaszkow stał przy drzwiach, znajdujących się naprzeciw ogromnego łóżka. 
- Pomyliłem się. To jest łazienka.
         Miałam ochotę walnąć się w czoło, widząc jego głupotę, jednak powstrzymałam się. Usiadłam na łóżku i westchnęłam. 
- Wspominałeś, że ten apartament powinien mieć dwa pokoje.  
- Bo powinien. Musieli nie przeczytać mojego maila. 
- Jakiego maila?
- Wysłałem im wczoraj maila z informacją, że potrzebuję apartamentu z dwoma pokojami. 
- Dlaczego dopiero wczoraj!? 
- Wybacz, nie byłem pewny, czy przydzielą mi strażnika. 
- Mogłeś zadzwonić. Rzadko czyta się maile w tych czasach. 
- To dobry hotel. Powinni czytać maile. Zadzwonię do recepcji i dowiem się, czy znajdzie się apartament z dwoma pokojami. 
         Machnęłam tylko ręką i oparłam się na łokciach. Adrian opuścił pokój i po chwili usłyszałam jego głos.
- Dzień dobry... Chciałem się dowiedzieć, dlaczego mail, który wczoraj do was wysyłałem, nie został przeczytany... Naprawdę? Wydawało mi się, że ten hotel należy do najlepszych... Jest jednym z najlepszych? Chyba zmieniłem zdanie na jego temat... Co się stało? Już wyjaśniam. Dostałem apartament z jednym pokojem, zamiast z dwoma... To nie jest w porządku!... Ach! Jednak przeczytaliście mojego maila?... Słucham!? Po zwrocie "z osobą towarzyszącą" stwierdziliście, że jesteśmy małżeństwem?! Przydzieliliście mi apartament MAŁŻEŃSKI?! - zdziwiona otworzyłam szeroko oczy. - Tak nie można!... Jestem spokojny. Jest możliwość zmiany apartamentu?... Dobrze... – przez parę sekund niczego nie usłyszałam. -  Jak to, nie ma wolnych?!... Ta rozmowa jest bezsensowna. Do widzenia.
         Zapadła cisza. Pierwszy raz słyszałam, jak Adrian krzyczy. Odczekałam trochę, a potem wyszłam z sypialni. 
- Nie musiałeś tak wrzeszczeć – powiedziałam, kiedy wyszedł z kuchni.
- Hotel taki jak ten nie powinien popełniać błędów.
- Każdy je popełnia – usiadłam w fotelu. – Poradzimy sobie bez drugiej sypialni. Będę spała na kanapie. 
- Ja mogę przenocować... 
- Nie ma mowy – przerwałam mu, kręcąc głową. - Ty płacisz za to wszystko. Poza tym nie mam nic przeciwko spaniu na kanapie. 
- Moi rodzice wszystko fundują. Zawsze możemy podzielić się łóżkiem. Myślę, że się zmieścimy. I pilnowałabyś mnie lepiej - uniósł sugestywnie brwi.
- Nie próbuj nawet żartować – odparłam spokojnie. – Będę spać na kanapie. To nie jest dla mnie problem. 
- Okay, okay – podniósł ręce w geście poddania. – Niech ci będzie. Chciałem być miły. 
         Przez chwilę przyglądałam mu się podejrzliwie. W końcu wstałam.
- Idę coś zjeść. 
         Opuściłam salon i podeszłam do swojej torby, którą wcześniej zostawiłam w przedsionku. Wyjęłam drożdżówkę i usiadłam przy stole. Wzięłam pierwszy kęs, kiedy usłyszałam pytanie Adriana.
- Myślisz, że musiałabyś chodzić ze mną do szkoły, jeśli bym się zapisał? 
- Chyba tak – odparłam. – Nie miałabym innego wyboru. A masz zamiar się gdzieś zapisać? 
         Zerknęłam w jego stronę i zauważyłam, że wzrusza ramionami.
- Wysłałem dokumenty do kilku miejsc.
- Naprawdę? – zapytałam zaskoczona. – Na jaki kierunek złożyłeś papiery?
- Nie składałem papierów na studia. Wybrałem specyficzne szkoły – odwrócił głowę, by na mnie spojrzeć. – W internecie znalazłem ciekawe miejsce, w którym pomagają znaleźć hobby albo rozwijać talenty. 
- Nie wiedziałam, że istnieją takie szkoły.  
- Ja też wcześniej nie – przyznał. – Póki co, znalazłem taką jedną. 
- Mam nadzieję, że to będzie lepsze niż lekcje w Akademii… 
- Wiem mniej więcej, jak mogą wyglądać niektóre zajęcia i sądzę, że będzie o wiele lepiej – uśmiechnął się. – Więc jeśli chcesz mi cały czas towarzyszyć, też powinnaś się zapisać. Jeśli jesteś chętna, moglibyśmy teraz pojechać do tej szkoły.
         Muszę ci towarzyszyć – poprawiłam go w myślach – Bo w końcu to moja praca.
- Jak zjem śniadanie, możemy ruszać. 

* *  *

         Weszliśmy do budynku wyglądającego jak zwykła szkoła. Jednak to, co zastaliśmy w środku, w ogóle nie przypominało miejsca, w którym uczyłam się przez ostatnie lata. 
W dłoniach trzymałam dokumenty i razem z Adrianem, kierowaliśmy się do sekretariatu, który znajdował się piętro wyżej. Miałam okazję przyjrzeć się pracom powieszonym na ścianach. Były niesamowite. Jedna z nich przedstawiała anioła. Anioła śmierci, sądząc po kolorach oraz wyrazie twarzy postaci. Autor sprawił, że mężczyzna na rysunku wyglądał bardzo realistycznie. Dalej miałam okazję przyjrzeć się portretom wykonanym w różny sposób. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. 
         Podeszliśmy do drzwi prowadzących do sekretariatu. Uniosłam rękę, zapukałam i nacisnęłam na klamkę.

* * * 

- Mimo że nasza szkoła nie jest znana, przychodzi do nas wiele osób – wyjaśnił dyrektor, który postanowił pokazać nam niektóre sale. 
- Są jakieś ograniczenia wiekowe? – zapytał Adrian.
- Nie – pokręcił głową. – Przyjmujemy niemal wszystkich.
         Weszliśmy do pomieszczenia, w którym na stolikach umieszczono komputery. Przy każdym z nich siedziała przynajmniej jedna osoba. Większość z nich uważnie patrzyła w monitor, co chwila przesuwając myszką. Reszta zawzięcie uderzała w klawisze klawiatury. 
- Sala komputerowa – oznajmił dyrektor, uśmiechając się szeroko. – Część z nich próbuje swoich sił przy obrabianiu zdjęć czy czymś podobnym, a inni piszą. Jeśli potrzebują pomocy, pytają siebie nawzajem lub przychodzą po radę do mnie czy innych opiekunów. 
         Milczeliśmy. Nie byłam przyzwyczajona do zwykłych czynności, takich jak praca przy komputerze. 
- Są może jakieś zajęcia fizyczne? – zapytałam.
- Oczywiście. Gdy skończę pokazywać wam sale, wyjdziemy na zewnątrz. Dzisiaj powinni trenować na dworze. 
         Przeszliśmy do kolejnej klasy. Dostrzegłam co najmniej dziesięć osób, siedzących obok siebie. Wszyscy skupieni pracowali nad swoimi pracami. 
- Sala artystyczna – poinformował nas. – Tutaj malują, rysują, wpadają na wspaniałe pomysły. Często pracują zespołowo.
         Po drugiej stronie pomieszczenia zauważyłam sztalugi, farby, pastele i inne przybory do malowania.
         Gdy wyszliśmy z sali artystycznej, usłyszeliśmy dzwonek telefonu dyrektora. Wyciągnął aparat, wcisnął przycisk i przyłożył go do ucha. Oddalił się trochę, rozmawiając w innym języku. Kiedy zakończył rozmowę, podszedł do nas. 
- Przykro mi, ale za pół godziny muszę pojawić się na spotkaniu. Niewiele zdążę wam pokazać. 
- Wystarczy, że zaprowadzi nas pan na zewnątrz, gdzie odbywają się zajęcia sprawnościowe – odezwał się Adrian. – Myślę, że jak będziemy chcieli wyjść, damy radę. 
- Dobrze, więc chodźmy. 
         Chwilę później wyszliśmy tylnym wyjściem na zewnątrz. Moim oczom ukazała się ogromna polana. W niektórych miejscach ustawiono maty, dalej tarcze oraz inne obiekty,  służące do ćwiczeń. 
- Zostawię was z Robertem, naszym głównym trenerem – przywołał ruchem dłoni mężczyznę wyglądającego na około trzydzieści lat. – Robercie, poznaj Anę i Adriana. Mają zamiar chodzić do naszej szkoły – w międzyczasie podaliśmy sobie dłonie. – Mógłbyś pokazać im różne stanowiska? 
- Jasne – odparł od razu. 
- Do zobaczenia. 
         Zostaliśmy z Robertem, który poinformował nas, co ludzie najczęściej trenują i spytał, czy jesteśmy zainteresowani jakąś konkretną dyscypliną. 
- Ja nie jestem typem sportowca – przyznał Adrian, uśmiechając się krzywo.
- Walka wręcz – odpowiadam. 
- Naprawdę? – wydawał się być zaskoczony. – Nie wyglądasz na dziewczynę, która walczy.
         Uniosłam brew. 
- Nie wierzysz mi? 
- Nie jestem przekonany – poprawił mnie. 
- To może sprawię, że będziesz tego pewien? 
         Nie byłam pewna, co robię. Pytanie po prostu padło z moich ust. 
- Robi się ciekawie - wtrącił Adrian. Widząc jego minę, wiedziałam, że chciałby zobaczyć nasze starcie.  
- To jak? - wyszczerzyłam się. - Przyjmujesz wyzwanie?
         Robert spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Zastanawiałam się, czy czasem nie stchórzy. 
- Niech będzie, choć mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli skopię ci tyłek. 
- Zobaczymy, kogo tyłek ucierpi - powiedziałam, ściągając żakiet. 
         Chwilę później staliśmy na macie naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Obserwowałam każdy jego ruch. Zaciśniecie pięści, ruch głową, kroki. Wokół nas utworzył się krąg ludzi, którzy przyglądali nam się z zaciekawieniem.
         Czekałam aż Robert wykona pierwszy ruch. Po chwili zrobił krok do przodu i wysunął prawe ramię tak, że domyśliłam się, co zrobi. Sprawnie uniknęłam ciosu, wykonując obrót. Przy okazji uderzyłam go w brzuch kolanem. Zgiął się w pół, chwytając moją nogę. Zachowałam jednak równowagę i podjęłam ponowną próbę ataku. Nie udało mi się to - zamiast tego trzydziestolatek pociągnął mnie w swoją stronę. Niemal upadłam, gdy on stał i uśmiechał się zwycięsko. 
         O nie - pomyślałam - nie dam mu wygrać.
         Wstałam, prostując się. Błyskawicznie się do niego przybliżyłam i nie zastanawiając się, uderzyłam go w twarz. Zachwiał się i spojrzał na mnie zaskoczony. Korzystając z chwili jego niepewności, zrobiłam krok, zniżyłam się i prawą nogą przecięłam powietrze, a także trafiłam w jego łydkę. Nie odniosłam niestety oczekiwanego efektu. Robert cofnął się szybko. Był dobrym przeciwnikiem, z czego naprawdę się cieszyłam.
         Przez jakiś czas atakowaliśmy się i broniliśmy. Zasłanialiśmy twarze i wykonywaliśmy zwinnie . Z łatwością unikałam jego ciosów, jednak on nie radził sobie tak dobrze.  
         Wykorzystując sposobność, rzuciłam się na niego. Był zdziwiony, przez co stracił równowagę i oboje upadliśmy. Znalazłam się nad nim.
- Chyba wygrałam - uśmiechnęłam się szeroko. 
         Usłyszałam oklaski osób, którzy obserwowali naszą walkę. 
- Taa... - przyznał niechętnie, choć widziałam, że uśmiecha się lekko. 
         Podniosłam się i zeszłam z maty. Podeszłam do Adriana, który również bił brawo. 
- Gratulacje, strażniczko Bane - powiedział zadowolony.
- Dzięki.

* * * 

         Kiedy wróciliśmy do apartamentu, z ulgą usiadłam na kanapie w salonie. Pierwszy dzień bycia strażniczką Adriana uważałam za udany. Nie myślałam, że spędzenie czasu z Iwaszkowem może okazać się takie ciekawe. 
         Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, by sprawdzić godzinę. Dwudziesta druga. Westchnęłam. Obiad w restauracji nie był dobrym pomysłem. Gdy czekaliśmy na zamówienie, Adrian postanowił zapalić. Mimo że próbowałam go powstrzymać, wyciągnął papierosa i zapalniczkę. Później zostaliśmy wyproszeni, czym nie byłam zdziwiona, widząc jak zaczął się tłumaczyć. Musieliśmy znaleźć inną knajpkę, w której, jak upierał się Iwaszkow pozwolonoby mu ze spokojem wyciągnąć fajkę i się zaciągnąć. Szukanie takiego miejsca zajęło nam około godziny. Po posiłku przypomniał sobie o starym przyjacielu, z którym ostatni raz widział się ponad rok temu. Kiedy dotarliśmy pod odpowiedni adres, nikogo nie zastaliśmy. W końcu – po moich namowach – wróciliśmy do hotelu. 
- Pozwolisz, że pierwsza wezmę prysznic? – zapytałam.
- Jasne. Ja w tym czasie się rozpakuję. 

         Gdy wyszłam z łazienki, zobaczyłam Adriana rozłożonego na łóżku. 
- Łazienka wolna – oznajmiłam i wyszłam z sypialni. 
Niecałe dziesięć minut później leżałam na kanapie, trzymając książkę w ręce. Nie czytałam jednak tak długo, jak zamierzałam. Zasnęłam, nie kończąc nawet rozdziału.

* * * 

         Tej nocy nie przyśnił mi się koszmar, tak jak każdej nocy. Przypominało to raczej wspomnienie. Śniła mi się mama. Znajdowałam się w jej ramionach. Mówiła do mnie uspokajająco, a po chwili położyła na łóżku i uśmiechnęła się czule. 
- Dobranoc, kochanie – powiedziała cicho.
- Kocham cię, mamo…

* * *

         Obudziłam się, natrafiając na coś twardego, przypominającego część ciała. Usłyszałam ciche burknięcie. Uchyliwszy powieki, napotkałam spojrzenie zielonych oczu. 
- Ciebie również miło widzieć o tak wczesnej porze, kociaku.

__________________

Hej, hej! 
Rozdział dodany. Nie jestem pewna, czy się podoba, ale mam nadzieję, że się nie zawiedliście.
Poruszyłam temat szkoły, choć nie miałam tego w planach. Błędy pewnie się pojawiły, ale tak pewnie będzie zawsze :') 
Wiele pomysłów zawdzięczam osobom, którym zadedykowałam ten rozdział. Dzięki nim często praca nad pisaniem jest przyjemna i zabawna. Dziękuję im, ale także wszystkim czytelnikom, którzy postanowili czytać to, co piszę ;) Wasze komentarze mnie motywują do dalszego działania, więc cieszyłabym się, gdybyście dalej wyrażali swoje opinie ;3

4 komentarze:

  1. Pierwsza! :D

    Koteł ❤ Bardzo, bardzo dziękuję za dedykację i życzenia! Cały czas mam banana na twarzy, jakkolwiek to brzmi. ;')

    Rozdział jest fajniutki! A ile zabawy miałam przy poprawianiu pierwowzoru! Dziękuję Ci bardzo, przynajmniej miałam co komentować. A i Ty się przy tym uśmiałaś. Kiedyś złożę swoje komentarze w całość. Wyjdzie niezła komedia. I tylko my ją zrozumiemy! ;')
    Adrian cały czas punktuje w moich oczach. Nie wiem, dlaczego, ale chyba go lubię. A Ana? Nieźle poradziła sobie z Robertem! Co tam, że miała przewagę już na starcie... xd
    Podoba mi się humor, jaki nadajesz swoim tekstom. Nie mogę doczekać się reakcji Any na kociakowatego Adriana o poranku. Toć ona go zje! :')

    Także... no. Rozdział genialny, idealny prezent na urodziny ;) Bardzo Ci dziękuję.

    Ślę buziaki, życzę weny i już czekam na nn,
    Naomi Stark

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zakończyć rozdział w takim momencie! Zaraz oszaleje!
    "Miałam ochotę walnąć się w czoło, widząc jego głupotę..." - ulubiony tekst. ❤
    Jeszcze go wykorzystam w realu :3
    Bardzo wspaniały prezent urodzinowy, dziękuję najmocniej. ❤
    - Juliet Lestrange
    Ps. Dusiłam się co 2 zdanie :'D ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzień dobry~ ( ͡° ͜ʖ ͡°)
    Okey dokey, masz naprawdę niezły styl. Piszesz ciekawie, a jednocześnie dokładnie .Chodzi mi o to, że wiele osób piszących blogi skacze od wydarzenia, do wydarzenia, od dialogu do dialogu, a u Ciebie tak nie jest. Są opisy, wewnętrzne odczucia głównej bohaterki i takie tam. Tak z ciekawości - długo piszesz czy masz taki dobry skill wrodzony? XD
    Ogólnie to mega mi się podoba. Zawsze uwielbiałam Adriana <3 i czekam tylko aż znajomość z Aną się trochę rozkręci. Nie mówię tylko o sferze uczuciowej, ale też o samej znajomości, bo sądzę, że za jakiś czas Ana będzie odreagowywała na nim przez swoją złośliwość, a przynajmniej taką mam nadzieję. Jeju, to się zanosi na dobry romans, mimo że nie wiem, czy romans masz w planach, ale niech Ana w tej miłości, która może powstać, dogryza Adrianowi <3 Jeju, plączę się w tym, co piszę, tak wiec może lepiej skończę. Ogólnie życzę weny i przede wszystkim WY-TRWA-ŁO-ŚCI, bo widziałam już wiele blogów, które zapowiadały się ciekawie, ale upadły i mam nadzieję, że Ciebie to nie spotka~!
    ~ Nepis UwU

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że nie tylko ja zniknęłam na dłużej. Ale teraz naszła mnie nowa wena i jest nadzieję, że wkrótce coś się pojawi.
    Może i u Ciebie tak będzie. Zostawiłaś opowiadanie i swoich fanów 🙂

    OdpowiedzUsuń