8 lat później
To już dzisiaj. Nadszedł dzień, w którym dowiem
się, do kogo zostanę przydzielona. Jak każdy
dampir, który niedawno ukończył szkołę, czekałam na to
z niecierpliwością. Przez ostatnie lata uczyliśmy się walczyć, by
obronić moroja, czy też pokonać strzygę. „Oni są ważniejsi”, mówili nam, gdy
zaczęliśmy uczęszczać do Akademii im. św. Władimira. Nie byłam już uczennicą, tylko strażnikiem.
Nazywam
się Ana Bane. Dlaczego postanowiłam poświęcić się ochranianiu innych? Mając
dziesięć lat straciłam matkę, która chroniąc
mnie, zginęła w walce ze strzygami. Była do tego szkolona niecałe dwie dekady temu. Zrezygnowała jednak ze służby, bo pojawiłam
się ja. Zamiast mnie oddać, żeby spełnić swój obowiązek, wolała się mną
zaopiekować. Była wtedy młoda, dopiero zaczynała pracować u jednej z rodzin. Gdy
otrząsnęłam się po jej śmierci, obiecałam
sobie, że będę robiła to co ona, zanim mnie urodziła. Chciałam ochraniać morojów,
by ci czuli się bezpieczne. Był jeden wyjątek
– nie zamierzałam mieć dzieci.
Przez
czas, który został do ogłoszenia przydziałów,
rozmawiałam ze swoimi przyjaciółmi. Obstawialiśmy, kogo dostaniemy. Kilka dni
temu odbył się uroczysty lunch. Uczestniczyli w nim absolwenci oraz moroje, którzy postanowili ubiegać się o strażnika. Było to
spotkanie, na którym mogliśmy się poznać, a gdy sprawialiśmy
dobre wrażenie, składali nam oferty. Jednak nie mieliśmy możliwości wybrać kogoś samodzielnie. Ostateczna decyzja
należała do królowej.
Zastanawiałam
się, na kogo mogłam trafić. Rozmawiałam z wieloma morojami, a oni wydawali się
być zadowoleni moją osobą.
– Chciałbym trafić na
Christiana Ozerę – głos Klausa zwrócił moją uwagę.
– Przecież ma już strażnika – odpowiedziałam.
Ozera
miał strażnika. I to nie byle jakiego. Był nim sam Dymitr Bielikow, nazywany
przez uczniów Akademii Bogiem. Parę lat temu został zmieniony w strzygę.
Uratowała go Wasylisa Dragomir, teraźniejsza królowa. Wtedy wszystkim wydawało
się to niemożliwe, tak jak istnienie nowego rodzaju magii, zwanej Duchem.
Jednak po jakimś czasie, gdy Dymitr przeszedł testy, które potwierdziły, że
znowu jest dampirem, każdy postanowił oswoić się z tą myślą.
– Myślę, że będzie
potrzebował ich więcej, biorąc pod uwagę, że niedługo może się odbyć ślub. I kto
wie? Może wkrótce pojawi się nowy członek w rodzinie królewskiej? – jego
wypowiedź sprawiła, że reszta się roześmiała.
Przewróciłam oczami. Faceci myślą tylko o jednym.
Przewróciłam oczami. Faceci myślą tylko o jednym.
– Lepiej pomyśl, co zrobisz, jeśli przydzielą cię
do Mii Rinaldi. Słyszałam, że jest ostra i daje popalić! – dodałam. – Albo jak
trafisz na Adriana Iwaszkowa – przyjrzałam mu się rozbawiona. – Widziałam go na
lunchu, a z tego, co słyszałam, jest uparty i często imprezuje.
– To raczej dobrze, nie? – wtrącił Harry.
– Chciałbyś –
parsknęłam. – Przecież będziecie wtedy na służbie.
Nie zdziwię się, jak waszym obowiązkiem będzie zaciągnięcie go do pokoju, kiedy
będzie pijany.
Przyjaciele
wpatrywali się we mnie. Chyba uświadomili sobie, jaką przysięgę złożyliśmy i
jaki obowiązek na nas spadnie. Prawda jest taka, że nasza rola zależy również
od moroja. Czy będzie wymagający? Czy stosunki między nami będą napięte czy
raczej przyjazne? Tego mogliśmy się jedynie domyślać.
– Nie zakładajmy
najgorszego – odpowiedział Harry. – Nie jest nas tak dużo. Pewnie każdy z nas
zostanie przydzielony do kogoś innego. Może Mia nikogo nie dostanie?
– Z Mią to możliwe –
przyznałam. – Jednak Adrian jest zbyt ważny.
W końcu pochodzi z jednego z dwunastu arystokratycznych rodów.
– Fakt. Miejmy więc
nadzieję, że dostaniemy kogoś rozsądnego i normalnego.
Nagle
między nami zapadła cisza. Spojrzeliśmy na drzwi, które zaledwie chwilę temu
były zamknięte. Teraz stał tam strażnik Stan z miną nie wyrażającą żadnych
uczuć.
– Wchodźcie.
Wzięłam
głęboki oddech i z wysoko uniesioną głową wkroczyłam do sali razem z innymi.
Pół godziny później, po przemowie
królowej oraz głównych strażników, zaczęłam się stresować. Niedługo miałam
dowiedzieć się, do kogo zostanę przydzielona.
– Proszę o wystąpienie morojów i
dampirów, których nazwiska przeczytam – królowa była opanowana i spokojna.
Minęły cztery lata, odkąd przydzielono jej strażnika. Dostała Rosemarie Hathaway,
która zawsze była gotowa do walki. Już wcześniej znane były ze swojej
bezgranicznej przyjaźni i wielu przygód.
– Monica Szelsky i Eric Glass.
Po
chwili oboje wystąpili z tłumu. Monica była morojką o ciemnych włosach i
brązowych oczach. Sądząc po jej uśmiechu, była zadowolona. Chłopak również
wydawał się być szczęśliwy.
Gdy
podeszli do królowej, powiedziała im coś cicho, na koniec uśmiechając się
przyjaźnie. Monica i Eric skinęli głowami i idąc obok siebie, ruszyli w stronę
krzeseł ustawionych pod ścianą.
– Ellen Kirowa
i Klaus Riley.
Poklepałam
przyjaciela po ramieniu, dając mu tym samym znać, że w niego wierzę, choć tak
naprawdę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Kirowa była dyrektorką naszej szkoły
za czasów strażniczki Hathaway.
Słyszeliśmy o niej wiele plotek, a jedną z nich była informacja, że była
wymagająca i surowa. Mój przyjaciel nieźle trafił. Kiedy wyszedł na środek, na
twarzy miał przyklejony sztuczny, szeroki uśmiech. Natomiast Ellen wyglądała na
autentycznie zachwyconą. Wzięła Klausa pod ramię, jakby znali się od zawsze.
– Ana Bane – byłam szczęśliwa, że
nie wypowiedziała mojego prawdziwego imienia. – oraz Adrian Iwaszkow.
Zamarłam.
Nagle poczułam się przytłoczona spojrzeniami rzucanymi przez pozostałych
dampirów. Harry stojący obok, uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Wiedział, co
myślałam o Adrianie i zaledwie niecałą godzinę temu o nim mówiłam. Westchnęłam
cicho. Nie chciałam okazać się nieodpowiednią kandydatką dla któregokolwiek
moroja. Dostałam szalonego alkoholika i musiałam stawić mu czoło.
Wystąpiłam
z szeregu i patrząc przed siebie, podeszłam do królowej. Adrian już tam stał,
szczerząc się.
– Nie traktuj jej surowo –
rozkazała mu.
– Tak jest, Wasza Wysokość –
powiedział rozbawiony.
– Mam nadzieję, że sobie poradzisz – zwróciła
się do mnie. – Gdybyś miała z nim problemy, daj mi
jakoś znać.
Skinęłam
głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Nigdy nie rozmawiałam z jej
wysokością. Zdążyłam jednak zauważyć, jaka jest. Miła, uprzejma, pełna radości
i optymizmu. Chciała jak najlepiej dla swoich ludzi, a to było najważniejsze.
Mimo że została królową w młodym wieku, dała sobie
z tym radę.
Ramię w ramię ruszyliśmy w stronę krzeseł. Gdy już zajęłam swoje miejsce, zauważyłam, że
strażniczka Hathaway przyglądała mi się. Widziałam, że nie była zbyt zadowolona z mojego
przydziału. Uśmiechnęła się smutno, a później wróciła wzrokiem do królowej.
Resztę
spotkania przesiedziałam, myśląc, jak będzie wyglądać chronienie Adriana. Czy
podołam temu? Zerknęłam na niego ukradkiem. Różniliśmy się. Jego brązowe włosy
ułożone były w charakterystyczny nieład. W ogóle nie były podobne do moich, w kolorze ciemnego
blondu, które starannie związałam, by ukazać znak obietnicy. Oczy miał zielone.
Moje były niebieskie. Naszych charakterów nie
mogłam do siebie porównać. Niewiele o nim
wiedziałam. Słyszałam jedynie plotki, które akurat wędrowały po korytarzach
Akademii.
Przestałam przysłuchiwać się słowom królowej,
ogłaszającej kolejne pary. Przynajmniej do czasu, aż moją uwagę przyciągnęło
znajome nazwisko.
– Daniela Iwaszkow i Harry Donovan.
Patrzyłam
na swojego przyjaciela, który już po chwili dumnie szedł w stronę królowej.
Dostał matkę Adriana. Była to dla mnie chyba jedyna dobra wiadomość. Może
czasem się spotkamy? Na moją twarz wpełzł mały uśmiech.
– To twój chłopak? – usłyszałam
szept.
Zaskoczona
spojrzałam na Adriana.
– Harry? To
tylko przyjaciel –
nie czekając
na jego odpowiedź, wróciłam wzrokiem do kolegi.
Przechodząc
obok mnie, uśmiechnął się lekko. Wiedziałam, że nie był do końca
zadowolony, ale cieszył się bardziej niż ja.
Wiele morojów nie było zadowolonych, kiedy spotkanie dobiegło końca. Nie każdy dostał strażnika. Od początku wiedzieliśmy, że tak będzie.
Wiele morojów nie było zadowolonych, kiedy spotkanie dobiegło końca. Nie każdy dostał strażnika. Od początku wiedzieliśmy, że tak będzie.
Resztę
dnia mogliśmy spędzić z przyjaciółmi. Cieszyłam się z tego, bo nie
wiedzieliśmy, kiedy się jeszcze zobaczymy. Wychodząc z sali, zostałam
zatrzymana przez Adriana.
– Jutro rano wylatujemy –
poinformował mnie. – Przyjdę po ciebie do twojego pokoju.
Nie
miałam czasu nawet zaprzeczyć, bo odwrócił się i podszedł do królowej.
Patrzyłam na niego przez chwilę, a później zrezygnowana pokręciłam głową i
wyszłam z budynku.
Słońce
dopiero wychodziło zza horyzontu. Mimo to moroje szybko szli w kierunku
budynku, gdzie się zatrzymali. Natomiast dampiry cieszyły się przydziałami, co
chwila wybuchając śmiechem. Dołączyłam do swoich przyjaciół.
– Nie wierzę, że trafiłam na niego
– wyznałam.
– Mam podobnie. Mam być strażnikiem
Kirowej. Nie wyobrażam sobie tego.
– Dasz radę – pocieszyłam Klausa. –
Gorzej ze mną. Już wiem, że nie będzie łatwo.
– Poważnie? – zapytał zdziwiony
Harry. – Dopiero dowiedziałaś się, że będziesz jego strażniczką.
Pokręciłam
tylko głową.
– Co wy na to, by skorzystać z tego
dnia? Może nie być już takiej okazji.
Zgodzili
się ze mną, więc postanowiliśmy zwiedzić Dwór. Byliśmy tutaj pierwszy raz, ale
nie mieliśmy jeszcze czasu, żeby się rozejrzeć.
Najpierw
weszliśmy do małej restauracji, by zjeść śniadanie. Przy barze zauważyliśmy
strażnika Stana, który rozmawiał z Kirową. Klaus jęknął i zaczął zbierać się do
wyjścia, jednak powstrzymaliśmy go.
– Jestem głodna – wyjaśniłam. – Nie
mam zamiaru błądzić po budynkach, szukając innej restauracji.
– Nie przejmuj się – wtrącił Harry.
– Dopiero jutro zaczniecie swój romans.
Roześmiałam
się głośno, zwracając przy tym uwagę kilku osób. Klaus tylko prychnął i usiadł
przy stoliku stojącym jak najdalej od byłej dyrektorki. Zrobiliśmy to samo.
Gdy
już złożyliśmy zamówienia, podszedł do nas Stan.
– Dzień dobry – powiedzieliśmy
chórkiem.
– Widzę, że nie tracicie czasu –
uśmiechnął się lekko. – Mam nadzieję, że nie schrzanicie, gdy będziecie musieli
obronić swojego moroja. Dostałeś Danielę, prawda? – zwrócił się do Harry’ego.
Gdy ten przytaknął, spojrzał na Klausa. – Ty Ellen, z tego, co słyszałem. A ty…
– odwrócił się do mnie.
– Pana Iwaszkowa – odparłam.
– Adriana – wtrącił ktoś.
Odwróciliśmy
się jednocześnie. Kiedy zobaczyłam osobę,
zmierzającą w naszą stronę, westchnęłam. Miałam nadzieję, że nie spotkamy się
dzisiaj.
– Panie Iwaszkow… Co pan tu robi? –
spytałam.
– Mów do mnie Adrian. Pan Iwaszkow brzmi staro, a o mnie można powiedzieć
wiele, ale na pewno nie to, że jestem stary. Co do twojego
pytania... Jestem głodny, a to miejsce miałem
po drodze. Przesuń się trochę.
Wytrzeszczyłam
oczy. Nie wiedząc, co zrobić, przesunęłam się. Adrian usiadł, wyraźnie z siebie
zadowolony.
– Cóż… – odezwał się ponownie Stan.
– W takim razie nie będę wam przeszkadzać.
Odszedł,
zostawiając nas z Adrianem. Zapadła krępująca cisza. Zdaje się, że Iwaszkow
nawet tego nie zauważył.
– Jeśli moja strażniczka mnie nie
przedstawi, sam to zrobię. Jestem Adrian – wyciągnął rękę do Harry‘ego, a
następnie do Klausa.
– Jestem Harry, a to Klaus.
Jesteśmy przyjaciółmi Any.
– Any? Myślałem, że nazywasz się…
– Nie lubię swojego imienia –
przerwałam mu. – Trochę je zmieniłam – wzruszyłam ramionami.
– No tak… W końcu tak też
przedstawiła cię Lissa.
Spojrzałam
na niego zdziwiona. Dopiero po chwili przypomniałam sobie, że przyjaźni się z
królową. Oczywiście, że mógł jej mówić po imieniu.
– Wszyscy się tak do mnie zwracają
– dodałam tylko.
Kelnerka
przyniosła nasze zamówienia, więc nie mówiliśmy wiele. Jedząc kanapkę,
zauważyłam, że Adrian ma jedynie kawę.
– Myślałam, że jest pan głodny.
– Przestań z tym panem. I nie o
taki głód mi chodziło.
Zmarszczyłam
brwi, zastanawiając się, o co mu chodzi. Zajęło mi chwilę zanim zrozumiałam, co
miał na myśli. Skrzywiłam się nieznacznie i pomyślałam, że będę musiała się do
tego przyzwyczaić.
– Więc Adrianie… – zaczął niepewnie
Klaus. – Czym się zajmujesz?
– Niczym – odparł szczerze. – Ale zamierzam wyjechać i znaleźć coś, czym
mógłbym się zajmować. Dlatego postanowiłem postarać się o strażnika – rzucił mi
krótkie spojrzenie. – Trafiłeś na Kirową, prawda? Wyrazy współczucia. Niewiele z nią rozmawiam, ale potrafi dobić człowieka.
Nie
słuchałam reszty rozmowy. Gdy skończyłam jeść kanapkę, spojrzałam w okno,
wpatrując się w jakiś budynek. Chciałam spędzić ten czas z przyjaciółmi, a nie
z Adrianem, z którym od jutra będę bez przerwy musiała przebywać.
Po
jakimś czasie zaczął się zbierać.
– Miło się rozmawiało. Do
zobaczenia – powiedział do nich, a następnie zwrócił się do mnie. – Do jutra.
Wreszcie
poszedł. Odetchnęłam z ulgą, a potem spojrzałam na przyjaciół. Przyglądali mi
się z ciekawością.
– No co?
– Adrian to spoko gość. Trochę
szalony, ale to normalne, jeśli jest się użytkownikiem Ducha.
– Tylko nie to – jęknęłam. –
Naprawdę go polubiliście?
Wzruszyli
tylko ramionami. Nie zamierzałam im tłumaczyć, co ja o nim sądzę.
– Zepsuł mi dzień – wyznałam tylko.
– Chodźmy gdzieś indziej.
Nie
protestowali. Wychodząc z restauracji, wpadłam na coś twardego, a raczej na
kogoś. Zrobiłam krok do tyłu, a moim oczom ukazał się Christian Ozera. Tylko
tego brakowało.
– Przepraszam, panie Ozera.
Gdy
sam się cofnął i spojrzał na mnie, roześmiał się. Nie wiedziałam, co o tym
myśleć.
– Mów mi Christian – wyciągnął
dłoń. Uścisnęłam ją. – Ty musisz być Ana.
Byłam
zdziwiona, że zna moje imię.
– Tak.
– Widziałem cię w sali. Życzę
powodzenia w wytrzymaniu z Adrianem.
Tym
razem to ja się roześmiałam. Wyczułam zaskoczenie Harry’ego i Klausa, którzy
stali za mną, przyglądając się tej sytuacji.
– Dzięki, przyda się! I jeszcze raz
przepraszam, że na ciebie wpadłam.
Machnął
tylko ręką i omijając naszą trójkę, wszedł do środka. Nie było przy nim
strażnika Bielikowa, ale nie było to dziwne. Na dworze jest bezpiecznie.
* * *
Kiedy
już pożegnałam się z przyjaciółmi, życząc im szczęścia, poszłam do swojego
pokoju. Byłam zmęczona chodzeniem po Dworze, więc gdy tylko się spakowałam,
padłam na łóżko, niemal od razu zasypiając.
Obudziło
mnie donośne pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, stojący na komodzie.
Piąta nad ranem. Jęknęłam, próbując usiąść. Gdy mi się to udało, wstałam i
podeszłam do drzwi.
– Jeszcze nie jesteś gotowa? - usłyszałam pytanie zamiast powitania.
– Nie wspomniał pan…
– Jestem Adrian – powiedział, a ja
przewróciłam oczami.
– Nie wspominałeś o tak wczesnej
godzinie – wyjaśniłam.
– Nie? – zmarszczył brwi
w zastanowieniu. – Możliwe, że zapomniałem. No dalej.
Ubieraj się i idziemy.
Westchnęłam
głośno, sięgnęłam po przygotowane dzień wcześniej ubrania i weszłam do
łazienki. Wzięłam prysznic, a po nim szybko doprowadziłam się do porządku.
Kiedy wysuszyłam już włosy, związałam je. Strój strażniczy składał się z
czarnych luźnych spodni, białej bluzki zapinanej na guziki oraz czarnego
żakietu. Cieszyłam się, że komplet ten był wygodny.
Przed
opuszczeniem łazienki spryskałam się odrobiną perfum. Gotowa, weszłam do
pokoju. Adrian leżał na łóżku,
przeglądając jedną z moich książek. Odchrząknęłam.
– Ta książka jest dzi… – zająknął
się, gdy na mnie spojrzał. – …wna. Ładnie wyglądasz.
Zdziwiona
uniosłam brew.
– Możemy już iść? – zapytałam,
podchodząc do niego i wyrywając książkę z jego rąk. Schowałam ją, jak kilka
innych powieści do swojej niewielkiej torby.
– Tylko tyle masz?
– Nie potrzebuję więcej.
– Większość dziewczyn bierze co
najmniej ogromną walizkę. Ty masz jedynie torbę.
– Nie potrzebuję więcej –
powtórzyłam.
Wychodząc
ze swojego pokoju, zerknęłam ostatni raz na wnętrze. Choć spędziłam w nim
zaledwie kilka dni, będzie mi go brakowało.
– O czym była ta książka? Zdążyłem
przeczytać fragment i nic nie zrozumiałem – zaczął zainteresowany, gdy
zbliżaliśmy się do samolotu.
– O jednorożcach i ich cudownym
świecie – odparłam z sarkazmem.
Szłam
dalej, nie przejmując się, co sobie pomyśli.
– Co ci zrobiłem? – zapytał nagle.
Zatrzymałam
się.
– Słucham?
– Co ci zrobiłem?
– Nie jestem głucha. Po prostu nie wiem,
o co ci chodzi.
– Zachowujesz się okropnie.
– Naprawdę? Wydaje mi się, że
zachowuję się tak, jak przystało. Nie tak jak ty.
– Że co?
– Wczoraj. Pamiętasz swoje pytanie
w sali? Pierwsze, co zrobiłeś, to zapytałeś czy Harry to mój chłopak. Nie
powiedziałeś: „Hej, jestem Adrian, cieszę się, że mogę mieć cię za strażnika”.
Później, gdy chciałam spędzić czas z przyjaciółmi, pojawiłeś się ty i zacząłeś
z nimi rozmawiać, jakbyście znali się od kilku lat.
Zatkało
go. Dosłownie. Stał z szeroko otwartymi oczami, patrząc na mnie zaskoczony. A
mi ulżyło, że w końcu mogłam powiedzieć mu, co myślę.
– No cóż… – odezwał się wreszcie. –
Przepraszam, że tak się zachowałem. – wiedziałam, że mówi szczerze. – Może
zacznijmy od nowa? – wyciągnął rękę w moją stronę. – Jestem Adrian. Cieszę się,
że mogę mieć cię za strażnika.
Otworzyłam
usta, by coś powiedzieć, jednak powstrzymałam się. Z westchnieniem i krzywym
uśmiechem uścisnęłam jego dłoń. Widziałam, że się stara. Nie byłam jednak
pewna, czy przekona mnie, że to co o nim słyszałam, było kłamstwem.
– Chodźmy już do tego samolotu –
powiedziałam.
* * *
Podróż
samolotem miała trwać niecałe trzy godziny. Mimo nagłej pobudki, nie chciało mi się spać. Uświadomiłam sobie, że weekendy
nie będą już wolnym,
tak jak to było w czasie szkolnym. Wczesne wstawanie będzie normą. Od dzisiaj
pełniłam solę strażnika i – bez względu na wszystko – musiałam chronić Adriana
Iwaszkowa.
– Gdzie lecimy? – zapytałam, gdy
wygodnie usadowiliśmy się w fotelach naprzeciwko siebie.
– Och, nie wspominałem? Do Los
Angeles! – odparł entuzjastycznie.
Uśmiechnęłam
się słabo. W innym przypadku skakałabym ze szczęścia, gdybym dowiedziała się,
że mam możliwość wyjazdu do tak dużego, szalonego miasta. Jednak nie jechałam
się tam bawić. Fakt, że zawsze jest tam mnóstwo ludzi, nie poprawił mi humoru.
– Nie będziesz miała nic przeciwko,
jeśli się napiję? – głos Adriana przywołał mnie z powrotem.
Spojrzałam
na niego przerażona. Miał na myśli krew?
– Chyba nie… krwi?
– Oczywiście, że nie! – odparł
zaskoczony. – Rano byłem u karmiciela – wzdrygnęłam się na ostatnie słowo. –
Myślałem o whisky.
– Nie ma nawet szóstej!
Wzruszył
tylko ramionami.
– Whisky mnie pobudza.
– Innych pobudza kawa – mruknęłam.
Przyglądał
mi się chwilę, a następnie przywołał morojkę o jasnych włosach i niebieskich
oczach.
– Mogłabyś przynieść mi kawy,
Elizabeth?
Dziewczyna,
odpowiedziała, poprawiając grzywkę.
– Oczywiście.
Już
miała odchodzić, kiedy jeszcze zerknęła na mnie.
– A dla strażniczki Bane…? –
spytała uprzejmie.
– Nic, dziękuję.
– Przynieś jej jakiś napój i coś do
jedzenia.
Rzuciłam
mu ostre spojrzenie, ale nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Odczekałam
chwilę, by Elizabeth się oddaliła.
– Co ty wyprawiasz? – syknęłam. –
Przecież powiedziałam, że nic nie chcę.
– Może zjesz później – machnął
niedbale ręką. – Nie gorączkuj się tak, kociaku.
Zdumiona
otworzyłam szeroko oczy. Przez moment myślałam, że się przesłyszałam.
– Kociaku? Nie wierzę, że tak mnie
nazwałeś!
– Zmrużyłaś oczy i przyszło mi na
myśl, że wyglądasz jak kociak.
– Akurat kot?
– Kociak – poprawił mnie, a kiedy
zobaczył wypisane na mojej twarzy zdezorientowanie,
przewrócił oczami i podjął próbę
wytłumaczenia się. – Kociak brzmi lepiej.
– Proszę cię, skończ! Myślałam, że
zaczynamy od nowa! A ty mnie nazywasz kotem!
Naszą
„rozmowę” przerwała Elizabeth, która przyniosła kawę dla Adriana, a mi podała
drożdżówkę i wodę.
– Nazwałem cię kociakiem, a nie
kotem – uśmiechnął się, gdy znów zostaliśmy sami. – Nazywanie cię kociakiem to
nic takiego. Wyolbrzymiasz.
Spojrzałam
na niego spod rzęs.
– O! Teraz wyglądasz jak kociak!
Odwróciłam
głowę zaciskając zęby.
Ana, opanuj się – upominałam się w
myślach – jesteś jego strażniczką. Nie odzywaj się zbyt dużo.
Tak też zrobiłam. Do końca podróży wymieniliśmy między sobą jedynie kilka zdań.
Ja postanowiłam skupić się na czytaniu książki. Było to jednak trudne, bo
Adrian cały czas rozmawiał z kimś przez telefon. Gdy zakończył swoją ostatnią
pogawędkę, wyjrzał za okno.
– Zaraz będziemy na miejscu –
oznajmił uradowany.
Nie
odpowiedziałam. Zaczęłam zastanawiać się,
skąd u Adriana tyle radości. Może to przez Ducha? Wiedziałam o nim niewiele.
Słyszałam jedynie plotki, które w większości przypadkach wydawały się śmieszne.
Powoli
szykowałam się do opuszczenia samolotu. Drożdżówkę postanowiłam schować do
torby. Może później zgłodnieję. Książkę włożyłam do specjalnej kieszonki, a wodę
trzymałam w ręce.
Kiedy
w końcu wylądowaliśmy, szybkim krokiem wyszłam na zewnątrz. Najpierw się rozejrzałam. Żadnej
żywej duszy. Nie byliśmy w niebezpieczeństwie. Atak strzyg nie był możliwy. Był
dzień, a słońce właśnie wychodziło zza chmur. Wzięłam głęboki oddech i
odwróciłam się. Adrian stał u szczytu schodów i przyglądał mi się.
– Możesz zejść – powiedziałam, choć
nie potrzebował mojej zgody.
Pierwszy
raz w Los Angeles – pomyślałam – witaj nowy świecie.
____________
Hej Wam! :)
Pierwszy rozdział dodany. Z góry przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, które mogły się pojawić w tekście. Byłoby ich więcej, gdyby nie Naomi Stark - moja parabatai, która także wykonała niesamowity nagłówek na tego bloga. Dziękuję Ci za to Naomi! :*
Dziękuję też za komentarze, które pojawiły się pod prologiem. Zmotywowały mnie do pisania tej notki! ;3
Mam nadzieję, że nie zawiedliście się tym rozdziałem. Liczę na Wasze szczere opinie ;)
Do zobaczenia,
Ana B.
Mówiłam już, że uwielbiam tego bloga? To ROZPIERNICZA SYSTEM! Chce więcej <3 ~Bad Elf z AW- P.
OdpowiedzUsuńCudne ♥♥
OdpowiedzUsuńPięknie piszesz, masz u mnie za to wielkiego plusa.
Z niecierpliwością czekam na next.
Pozdrawiam i życzę weny,
Isabelle West
Jejku *.*
OdpowiedzUsuńUwielbiam Adriana, odkąd pojawił się w AW oddałam mu całe swoje serce, dlatego też cieszę się, że w końcu znalazłam opowiadanie naprawdę godne uwagi.
Masz świetny styl, czyta się szybko i przyjemnie. Twoi bohaterowie mają wyraźnie nakreślone charaktery już od początku, przez co niezmiernie trudnym zadaniem jest ich znielubić. Szczególnie postać Adriana wydaje mi się świetnie poprowadzona. Fragment o kociaku przeczytałam dwa razy i te dwa razy śmiałam się w głos.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, który mam nadzieję będzie jeszcze lepszy niż ten.
Życzę dużo, dużo weny <3
Irmeline
Fajne ^^ Jestem ciekawa co bd dalej ;D Adrian i Ana są megaaa <3 Czekam na więcej ^^ ;3 ~Edyta
OdpowiedzUsuńAna i Adrian ♥ (teraz będzie trzeba wymyślić jakąś dobrą nazwę...
OdpowiedzUsuńAnarian, albo Adriana, Dramione wymięka, hahaha).
Dzięki Tobie stało się coś niemożliwego, tak niemożliwego!
Parę miesięcy, a może nawet tygodni temu sama nie uwierzyłabym w to,
że polubię (może nawet pokocham) czytać... i nie mówię tylko o blogu.
I szczerze to dziękuję Ci za to, nie wiedziałam co traciłam!
A co do rozdziału to... kurde no, co mogę napisać....
Uwielbiam, po prostu uwielbiam!
- Juliet Lestrange ♥
Ps. Jednorożce... Ty wiesz jak mnie uszczęśliwić, hahaha.
PPs. Nie zyczę weny! Zazdrość mnie zżera!
Komentarz późno, ale ważne, że jest :)
OdpowiedzUsuńLos Angeles. Miasto Aniołów. Niesamowite imprezy i przystojni opaleni faceci. Liczę na dokładne opisy ;)
Jednorożce mnie rozwaliły. Chyba najlepszy moment.
Boszee idziemy do 1technikum, a nadal w nie wierzymy. Nam naprawdę potrzebny jest terapeuta :)
Do następnego :D
fajnie, zapraszam do mnie
OdpowiedzUsuńhttp://storiesxteens.blogspot.com/
Dodaję komentarz z mega dużym opóźnieniem, choć byłam pierwszą osobą, która czytała rozdział... Wybacz, ale sama wiesz, jakim potrafię być roztrzepańcem :D
OdpowiedzUsuńCóż by tu napisać... Już Ci mówiłam, co myślę o tym rozdziale, ale wypadałoby wysłać tę opinię w świat, żeby wszyscy, którym naprawdę się nudzi, mogli się z nią zapoznać. ;')
Także ten... no... rozdział jest świetny. Widać, że Twoi bohaterowie nie są tak płytcy i bezbarwni, jak to czasem na blogach bywa. Mam nadzieję, że do końca opowiadania będziesz wiernie trwać przy tych charakterach - żeby nagle nie było tak, że uroczy przyjaciele Any (pojawią się jeszcze, prawda? muszą się pojawić, no!) nagle staną się wrednymi, antykucykowymi (bo kucyki są fajne i mają swój cudowny świat c; swoją drogą, to wspomnienie o kucykach było takie supi xd) ludźmi bez wyobraźni. Cieszę się też, że Adrian nie stracił swojego charakteru - oddałaś go najkanoniczniej jak się dało. Za to wielkie brawa. Co do Any - ją mam na co dzień, więc chyba wie, co o niej myślę :'D
Do przewidzenia było, że panna Bane dostanie pod opiekę pana Iwaszkowa (bo tak się do niego zwracała, nie? wiesz, co myślę o "Panu" Iwaszkowie XDDD swoją drogą, co na to Magnus? :D). Wskazuje na to chociażby sam tytuł, który tak bardzo długo wymyślałyśmy :') Ale... każda historia jakoś się zaczyna. Ta zaczęła się tak, a mi to jak najbardziej odpowiada. Teraz będzie już tylko lepiej.
Fragment z kociakiem podbił moje serce. Takie urocze! *o*
Podsumowując tę moją chaotyczną, nielogiczną wypowiedź, masz talent i nie masz prawa tego zmarnować.
I nie dziękuj mi, bo nie ma za co ;') To, że trochę powypominałam Ci błędy logiczne i interpunkcyjne, to nic wielkiego. Znam ludzi, którzy robią gorsze byki.
A nagłówek? Ewoluował w szablon i - że tak nieskromnie powiem - wyszedł nawet fajniutki! :D
To chyba wszystko.
Całuję i z niecierpliwością wyglądam następnego rozdziału,
Naomi Stark